Nie milkną echa oficjalnych obchodów 70-tej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, kiedy to część osób ośmieliła się buczeć na przedstawicieli PO. To, że oburzone są osoby związane z partią rządzącą – zupełnie nie dziwi. Również jednak osoby zupełnie, wydawałoby się, rozsądne, pozwoliły narzucić sobie rządową optykę i nie są w stanie wspomnieć o buczących inaczej niż z zastrzeżeniem, że „oni by tak nie robili, ale …”.
A ja jestem, z roku na rok, coraz bardziej tą całą sytuacją zażenowana. Po przedstawicielach PO nie oczekuję jakiejś wielkiej znajomości polskiej literatury; od swoich (którzy się uważają za coś lepszego od lemingów) – owszem. No, i jestem zawiedziona.
Poniżej notki wkleiłam fragment III tomu „Potopu” – kapitalny fragment genialnej powieści. Zawsze, gdy czytał te stronice, to łzy jakoś same mi napływają do oczu (a może mi się tylko oczy pocą? …): scena, w której bohaterowie Laudy, pod wodzą Wołodyjowskiego i Zagłoby, wkraczają – w trakcie mszy – do miejscowego kościoła. Czegóż nie ma w tej scenie … i demonstracja zdolności militarnej, i wykorzystanie ambony do agitacji politycznej, i zbiorowe zakłócanie mszy przez wiernych (i to wcale nie z poduszczenia PiS!) …
A jest też przecież chwila (też zresztą u Sienkiewicza, tyle że tym razem „Pana Wołodyjowskiego), gdy Hassling-Ketling oświadcza się Krysi – również w kościele
W kościołach księża – choćby śp. Popiełuszko – walczyli z „demokratycznym” rządem. W kościele w czasie drugiej wojny światowej ukrywały się czasem całe wioski przez przodkami kanclerz Merkel (moi dziadkowie, żeby długo nie szukać).
Gdy we Wszystkich Świętych idę na cmentarz, to ustawiam kwiaty i zapalam znicze, a potem się modlę. A jeszcze potem, co zdarza się czasem, spotykam rodzinę czy znajomych i … rozmawiamy. O zgrozo – często nawet się śmiejemy! … I wcale nie jesteśmy w tym odosobnieni
Widziałam groby ustrojone w zabawki, wiatraczki, jakieś urządzenia, które wydają muzykę – czy to jest nieprzystojne? …
Cyganie na grobach zmarłych organizują uczty - wielodaniowe, alkoholowe, gwarne, wesołe – czy to brak kultury? …
Wracam do Sienkiewicza: czy żołnierze Wołodyjowskiego zbezcześcili kościół, wyciągając w czasie mszy miecze z pochew? Czy złamał zwyczaj ksiądz, który odczytał list królewski?
Czy wierni, wydający okrzyki na cześć Kmicica, wykazali się chamstwem? …
Doprawdy – czasami lepiejjest nie odzywać się wcale i wydać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości …
Poza tym - po raz kolejny uświadamiam PiS-owcom, że PO toczy w Polsce wojnę, o czym wiele osób mówi bez ogródek. A na wojnie, jak to na wojnie ... każdy chwyt dozwolony. Jeśli więc PiS liczy na to, że COKOLWIEK ugra uprzejmością i dobrymi manierami, to jest po prostu ślepcem - bo nie chcę używać słów mocniejszych, lecz bardziej adekwatnych ...
P.s. Na Powązkach była grupa osób, która oklaskiwała premier Kopacz. Do nich jakoś nikt nie ma pretensji
Ps. 2. Pan Rafał Grupiński: "A naszym zadaniem teraz jest nie dopuścić do monopolu władzy środowiska PiS, bo to będzie rzecz niebezpieczna.". Jakoś mu nie przeszkadza, że PO od pięciu lat ma monopol absolutny - jak to punkt widzenia zależy od punktu siedzenia:)
P.s. 3. Widziałam notkę Foxa i wcale nie twierdzę, że on nie ma racji. Tyle, że - oczywiście - to, czy buczeli, czy nie, ma znaczenie DRUGORZĘDNE :)
„Ksiądz skończył kazanie i zszedł z ambony.
Nagle przed kościołem rozległ się szczęk broni i tętent kopyt końskich. Ktoś krzyknąłSpotkanie
przed progiem kościoła: „Lauda wraca!” — i wnet w samej świątyni zerwały się szmery,
potem gwar, potem coraz głośniejsze wołanie:
— Lauda! Lauda!
Tłumy poczęły się kołysać, wszystkie głowy zwróciły się naraz ku drzwiom.
A wtem zaroiło się we drzwiach i hufiec zbrojny pojawił się w kościele. Na czele szli
z brzękiem ostróg pan Wołodyjowski i pan Zagłoba. Tłumy rozstępowały się przed nimi,
a oni przeszli przez cały kościół, klękli przed ołtarzem, pomodlili się krótką chwilę, po
czym obaj weszli do zakrystii.
Laudańscy zatrzymali się wpół nawy, nie witając się dla powagi miejsca z nikim.
Ach, co za widok! Groźne twarze, ogorzałe od wichrów, wychudłe z trudów bojowych,
pocięte szablami Szwedów, Niemców, Węgrów, Wołochów. Cała historia wojny
i chwała pobożnej Laudy mieczem na nich wypisana. Oto ponure Butrymy, oto Stakjany,
Domaszewicze, Gościewicze, wszystkich po trochu. Lecz ledwie czwarta część wróciła
z tych, którzy ongi pod Wołodyjowskim z Laudy ruszyli.
Wiele niewiast na próżno szuka mężów, wielu starców na próżno wypatruje synów,
więc płacz wzmaga się, bo i ci, którzy znajdują swoich, płaczą z radości. Cały kościół rozlega
się szlochaniem; od czasu do czasu głos jakiś imię kochane wykrzyknie i zmilknie, a oni
stoją w chwale, wsparci na mieczach, lecz i im po srogich bliznach łzy spływają na wąsiska.
Wtem dzwonek targnięty przy drzwiach zakrystii uciszył płacze i gwary. Wszyscy
klękli, wyszedł ksiądz ze mszą, a za nim w komżach pan Wołodyjowski i pan Zagłoba,
i ofiara się rozpoczęła.
Lecz ksiądz także był wzruszony i gdy pierwszy raz zwrócił się do ludu mówiąc:
Dominus vobiscum!— głos mu drgał; gdy zaś przyszło do Ewangelii i wszystkie szable
naraz wysunęły się z pochew na znak, że Lauda zawsze gotowa wiary bronić, a w kościele
stało się aż jasno od stali, to ledwie mógł odśpiewać Ewangelię.
Odśpiewano potem wśród powszechnego uniesienia suplikacje, wreszcie msza się
skończyła, lecz ksiądz, pochowawszy Sakrament w cyborium, odwrócił się już po Ostatniej
Ewangelii ku tłumom, na znak, że pragnie coś powiedzieć.
Więc uczyniło się cicho; ksiądz zaś w serdecznych słowach powitał naprzód wracających
żołnierzy, wreszcie oznajmił, że list królewski zostanie odczytany, przez pułkownika
chorągwi laudańskiej przywieziony.
Więc uczyniło się jeszcze ciszej i po chwili po całym kościele rozległ się głos od ołtarza:
„My, Jan Kazimierz, król polski, wielki książę litewski, mazowiecki, pruskietc.,etc.,
W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, amen.
Jako złych ludzi szpetne przeciw majestatowi i ojczyźnie występki, zanim przed sądem
niebieskim staną, już w tym życiu doczesnym mają otrzymać karę, tak równie słusznym
jest, ażeby cnota nie zostawała bez nagrody, która cnocie samej blasku chwały, a potomnym
zachęty do naśladowania cnych przykładów dodawać winna.
Przeto wiadomo czynimy całemu stanowi rycerskiemu, mianowicie zaś ludziom wojskowym
i świeckim, urzędy mającym, oraz wszystkiemu
obywatelstwu Wielkiego Księstwa Litewskiego i naszego starostwa żmudzkiego,
że jakiekolwiek ciążyłyby na urodzonym a nam wielce miłym panu Andrzeju
Kmicicu, chorążym orszańskim, te dla jego następnych zasług i chwały zniknąć
z pamięci ludzkiej mają, w niczym czci i sławy pomienionemu chorążemu orszańskiemu
nie ujmując.”
Tu ksiądz przestał czytać i spojrzał ku ławce, w której pan Andrzej siedział, on zaś
powstał na chwilę i wnet usiadł znowu, głowę swą wynędzniałą wsparł o stalle i przymknął
powieki jakoby w omdleniu.
A wszystkie oczy zwróciły się ku niemu, wszystkie usta poczęły szeptać:
— Pan Kmicic! Kmicic! Kmicic!… tam, obok Billewiczów!
Lecz ksiądz skinął ręką i począł czytać dalej wśród głuchego milczenia:
„Który chorąży orszański, lubo w początkach nieszczęsnej owej szwedzkiej inkursji
po stronie księcia wojewody się opowiedział, przecie uczynił to nie z żadnej prywaty,
ale z najszczerszej ku ojczyźnie intencji, perswazją tegoż księcia do błędu przywiedzion,
jakoby taka jeno, a nie inna droga zostawała, jaką sam książę kroczył!
A przybywszy do księcia Bogusława, który za przedawczyka go mając, wszystkie nieżyczliwe
praktyki przeciw ojczyźnie jaśnie przed nim odkrył, nie tylko pomieniony chorąży
orszański na osobę naszą ręki podnosić nie obiecywał, ale samego księcia zbrojną
ręką porwał, aby się za nas i za utrapioną ojczyznę pomścić…”
— Boże, bądź miłościw mnie grzesznej! — zawołał niewieści głos tuż około pana
Andrzeja, a w kościele zerwał się znowu gwar zdumienia.
Ksiądz czytał dalej:
„Przez tegoż księcia postrzelon, ledwie do zdrowia przyszedłszy, do Częstochowy się
udał i tam piersią własną najświętszy przybytek osłaniał, przykład wytrwania i męstwa
wszystkim dając; tamże z niebezpieczeństwem zdrowia i życia największe działo burzące
prochami rozsadził, przy którym hazardzie pojman, na śmierć przez okrutnych nieprzyjaciół
był skazany, a przedtem żywym ogniem palony…”
Tu już płacz niewieści rozległ się tu i owdzie po kościele. Oleńka trzęsła się cała, jak
w paroksyzmie febry.
„Ale i z tych srogich terminów mocą Królowej Anielskiej wyratowan, do nas na Śląsk
się udał i w powrocie naszym do miłej ojczyzny, gdy zdradliwy nieprzyjaciel zasadzkę nam
nagotował, pomieniony chorąży orszański samoczwart⁸⁰⁶ tylko na całą potęgę nieprzyjacielską
się rzucił, osobę naszą ratując. Tam posieczon i rapierami skłuty, do pół boków
we krwi własnej rycerskiej się pławiąc, z pobojowiska jako bez duszy był podniesion…”
Oleńka obie ręce przyłożyła do skroni i podniósłszy głowę, poczęła łowić w spieczone
usta powietrze. Z piersi jej wychodził jęk:
— Boże! Boże! Boże!
I znów zabrzmiał głos księdza, także coraz bardziej wzruszony:
„A gdy staraniem naszym do zdrowia przyszedł, i wtedy nie spoczął, ale dalsze wojny
odprawował, z chwałą niezmierną stawając w każdej potrzebie, za wzór rycerstwu przez
hetmanów obojga narodów podawany, aż do szczęśliwego zdobycia Warszawy, po którym
do Prus pod przybranym nazwiskiem Babinicza był wyprawiony…”
Gdy to imię zabrzmiało w kościele, gwar ludzki zmienił się jakoby w szmer fali. Więc
Babinicz to on .. Więc ów pogromca Szwedów, zbawca Wołmontowicz, zwycięzca w tylu
bitwach to Kmicic… Szum wzmagał się coraz bardziej, tłumy poczęły cisnąć się ku
ołtarzowi, aby go widzieć lepiej.
— Boże, błogosław mu! Boże, błogosław! — ozwały się setki głosów.
Ksiądz zwrócił się ku ławce i przeżegnał pana Andrzeja, który, wsparty ciągle o stalle,
do umarłego niż żywego był podobniejszy, bo dusza wyszła zeń ze szczęścia i uleciała ku
niebiosom.
Po czym kapłan dalej czytał:
„Tamże nieprzyjacielski kraj ogniem i mieczem spustoszył, do wiktorii pod Prostkami
głównie się przyczynił, księcia Bogusława własną ręką obalił i pojmał, następnie do starostwa
naszego żmudzkiego powołany, jak niezmierne usługi oddał, ile miast i wsiów
od nieprzyjacielskiej ręki uchronił, o tym tamtejsi najlepiej wiedzieć powinni.”
— Wiemy! wiemy! wiemy! — grzmiało w całym kościele.
— Uciszcie się — rzekł ksiądz, podnosząc pismo królewskie ku górze.
„Przeto my (czytał dalej) rozważywszy wszystkie jego zasługi względem naszego
majestatu i ojczyzny tak niezmierne, że i syn większych ojcu i matce oddać by nie mógł,
postanowiliśmy je w tym liście naszym promulgować, ażeby tak wielkiego kawalera,
wiary, majestatu i Rzeczypospolitej obrońcę nieżyczliwość ludzka dłużej już nie ścigała,
lecz aby przynależną cnotliwym chwałą i powszechną miłością okryty chodził. Nim zaś
sejm następny, chęci te nasze potwierdzając, wszelką zmazę z niego zdejmie, i nim starostwem
upickim nagrodzić go będziem mogli, prosim uprzejmie nam
miłych obywatelów starostwa naszego żmudzkiego, aby te słowa nasze w sercach i umysłach
zatrzymali, które nam sama przesłać, ku ich
pamięci, nakazała.”
Tu skończył ksiądz i zwróciwszy się do ołtarza, modlić się począł (…)”.
Komentarze