O zaletach i wadach jednomandatowych okręgów wyborczych napisano już tyle, że ja czuję się zwolniona z obowiązku. Ponieważ jednak system wyborczy w Polsce jest daleki od doskonałego (co chyba przyznają wszyscy), warto zastanowić się, w jaki sposób można go poprawić bez wprowadzania JOW-ów.
Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to pięcioprocentowe progi wyborcze. Rozwiązanie to zostało przyjęte po doświadczeniach z początku naszej trudnej drogi do demokracji, kiedy to z powodu mnogości partii wystąpiły trudności w sformowaniu koalicji. Rzeczywiście - koalicję teraz łatwiej zawiązać, natomiast zapora wyklucza z udziału w życiu politycznym całkiem pokaźne grupy wyborców. Jest to nieracjonalne i niesprawiedliwe, zwłaszcza w obliczu delegowania przedstawicieli przez mniejszość niemiecką. Zniesienie tego progu pozwoliłoby wyborcom pana Kukiza wybierać swoich przedstawicieli, więc ich postulat zostałby zrealizowany.
To, co jest konieczne, to zakaz transferu posłów z jednej partii do innej (lub porzucanie partii bez zmiany przynależności partyjnej) w trakcie kadencji. I nawet nie chodzi tu o zdradę partii (to możnaby przeżyć), ale o zdradę (na ogółe cyniczną i motywowaną koniunkturalnie) swoich wyborców. Przestało ci być po drodze z macierzystą partią? ... Proszę bardzo - złóż mandat. Zastąpi cię kolega partyjny, a ty popracujesz uczciwie do końca kadencji w swoim fachu. Nikt nie musi być posłem dożywotnim! Na miejsce opudszczone przez dezertera wchodzi osoba z kolejnym najwyższym poparcie na liście.
Ujawnienie PRZED wyborami, z kim planuje się zawrzeć koalicję, powinno być warunkiem sine qua non, wpisanym do ordynacji wyborczej. Pozwolę sobie cierpko zauważyć, że jest to niesłychanie istotny element rządzenia - na przykład Platforma Obywatelska twierdziła, że nie wywiązała się z przedwyboczej obietnicy likwidacji KRUS z powodu oporu PSL. Gdyby więc Polacy w kampanii wyborczej w 2007 r. wiedzieli, kto będzie współtworzyć rząd wraz z PO, zapewne wiele osób nie zagłosowałoby na partię zżeraczy ośmiorniczek za publiczne pieniądze.
Identycznie widzę sprawę, jeśli chodzi o program wyborczy. Oczywiście, pan Kukiz ma sporo racji, że często jest to zwykła ściema, ale - niestety - poszedł w bardzo złym kierunku. Program powinien być obligatoryjny i publicznie dostępny, a Państwowa Komisja Wyborcza powinna rozliczać partię (lub koalicję) z jego realizacji. Niespełnienie programu powinno skutkować częściowym lub całkowitym odebraniem dotacji partyjnej.
Wyborcy powinni mieć możliwość odwołania poszczególnych posłów lub nawet całego parlamentu w przypadkach, gdy ten ewidentnie postępuje wbrew ich interesom i woli (np. zajumanie pieniędzy z OFE, zadłużanie państwa, podwyższenie wieku emerytalnego). Mechanizm powinien być podobny, jak przy referendum, ale z obowiązkiem realizaji. Oczywiście, mniej głosów trzeba byłoby do odwołania poszczególnych posłów, a więcej - najlepiej tyle samo, iloma wybrano posłów - do odwołania parlamentu.
Do pilnowania przebiegu głosowania i odwoływania posłów powinien przysługiwać silny mandat społeczny. Dlatego proponuję wybieranie składu PKW w wyborach powszechnych, na siedmioletnią (lub trzyletnią, lub jeszcze inną, ale niepokrywającą się z kadencją parlamentu i prezydenta) spośród kandydatów cieszących się nienaganną opinią, z odpowiednim wykształceniem, z wysokim stażem zawodowym.
Tam, gdzie mowa o posłach i parlamencie, mam też na myśli senatorów.
To takie wstępne propozycje. Można o nich dyskutować, ale - moim zdaniem - są one sensowniejsze od JOW-ów.