Pewnie dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, jeśli napiszę, że nigdy nie głosowałam ani na Platformę Obywatelską, ani na Bronisława Komorowskiego. Mało tego – niezmiernie się cieszę, że pan Komorowski wkrótce przestanie pełnić funkcję głowy państwa i liczę na to, że w jesiennych wyborach PO nie otrzyma ani jednego mandatu. Mimo tego staram się zachowywać fason i jakiś tam podstawowy szacunek (dla funkcji, nie dla osoby) i nigdy nie używałam w stosunku do prezydenta licznych, często używanych, określeń. Niestety, ani partia rządząca, ani obecny prezydent nigdy nie zrewanżowali mi się tym samym.
Ostatnio prezydent Komorowski w wywiadzie dla „Polityki” powiedział tak: „To była zorganizowana, gigantyczna akcja czarnego PR, demolowania wizerunku, niszczenia godności, przeprowadzona z nieprawdopodobną brutalnością i skutecznością”.
Ja lata świetlne temu ostrzegałam, że wojna wytoczona przez PO prezydentowi Kaczyńskiemu obróci się kiedyś przeciwko … PO. Jak w tym starym powiedzeniu: kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. To było po prostu oczywiste, że lata obrzucania przez żołnierzy PO i samego prezydenta Komorowskiego błotem śp. Prezydenta Kaczyńskiego, jego brata, Prawo i Sprawiedliwość oraz ich wyborców nie pozostaną bez wpływu na nastroje społeczne.
I okazało się ostatnio, że faktycznie - bydło dość skutecznie się broni przed pociskami o niepachnącym aromacie. Moherowe berety nie dały się zapędzić wyłącznie do kościoła, czarna sotnia dzielnie stoi na placówce dając odpór zastępom Sił Oświecenia. Babcie i dziadkowie na wymarciu, zamiast umrzeć, jak chciała ministra, z powodu nieleczonego biodra, nawrócili wnuków na swą zacofaną wiarę. Opozycja obroniła się przed otoczeniem jej kordonem sanitarnym i całkowitym zepchnięciem na margines życia.
Słowem: wataha nie dała się dorżnąć!...
I okazało się, że jesteśmy pojętnymi uczniami rozlicznych szczujni: tej prezydenckiej, tych rządowych, tych poselskich i tych medialnych. Zamiast nadstawić drugi policzek i pierwszy pośladek pod zmasowany ostrzał g..wnem, jaki nam zaserwowały "elity", obroniliśmy nasze przyczółki, a nawet, krok po kroku, zdobyliśmy kolejne. Doszło do tego, że Czeladnik zwyciężył Mistrza i ten musi się udać, zgodnie ze starym przysłowiem, z powrotem do nauki ...
Bo tak to już jest: kto wiatr sieje, ten zbiera burzę. Tak było zawsze i tak zawsze będzie.
I radziłabym o tym samozwańczym elitom. Bo wy, masi mało kochani, za to bardzo DRODZY, choć sami siebie uważacie za perły i diamenty, tak naprawdę jesteście tombakiem. Sporo ludzi przez dłuższy czas dało się na te wasze świecidełka nabierać, ale dłuższe obcowanie z wami pozbawiło złudzeń już zdecydowaną większość Polaków.
No, oczywiście, taktowna edukacja prowadzona przez ciemnogród nie pozostała na to bez wpływu :)
Komentarze